Uwaga: Autorzy serdecznie proszą czytać poniższy artykuł z dystansem, traktować go jako opis pewnego zaobserwowanego przez nich zjawiska, niczego nie odbierać personalnie, nie obrażać się.
Kiedyś kobieta po prostu była. Ot, człowiek. Czasem miała gładką skórę, czasem piegi, czasem zmarszczkę na czole. A dzisiaj? Dzisiaj kobieta nie jest człowiekiem. Jest AR-ciałem, high-definition obiektem, hologramem z filtrów. Żywy Photoshop na dwóch nogach.
Spójrzmy na reklamę: oto najnowszy model telewizora. Kto go reklamuje? Kobieta. W bieliźnie. Na telewizorze nie ma bielizny, ale to szczegół. Trumny? Kobieta, naga, siedząca okrakiem na trumnie, oczywiście z miną niewiniątka. Sieć komórkowa? Dziewczyna w szpilkach i mini, bo wiadomo, że do 5G najlepiej pasuje spódnica mini. Logika? Nieobecna. Cycki? Jak najbardziej - koniecznie duże, bardzo duże, w za małym staniku.
I co się dzieje? Młode dziewczyny, zainspirowane tą codzienną dawką absurdu, zaczynają traktować to jako normę. Siłownia? Nie miejsce do treningu, lecz wybieg mody na legginsy, które eksponują anatomiczne szczegóły z precyzją skanera 3D. Biuro? Platforma do subtelnej prezentacji dekoltu do pasa. Codzienność? Niezła okazja, żeby przypadkiem nie wyglądać „zwyczajnie”. Bo „zwyczajność” to dziś niemal obelga.
Dodatkowo, do gry wkraczają kosmetyczne „poprawki”. Naturalne rzęsy? W porządku, ale czemu nie wachlarze, które delikatnie trzepoczą niczym skrzydła motyla przy każdym mrugnięciu? Usta? Im pełniejsze, tym lepiej – w końcu konturówka nie może się marnować. Paznokcie? Długie i błyszczące, najlepiej z misternym wzorem, bo przecież detale są ważne. Doczepiane włosy, sztuczne piersi, wygładzona skóra – czy to jeszcze pielęgnacja, czy już osobista wersja renowacji, a może kreatywna twórczość? A wszystko to kosztem nieustannego kontaktu ze sztucznymi substancjami, klejami, UV, toksynami. Tylko czy w tym wszystkim jeszcze pamiętamy, że zdrowie i naturalność też mogą być w cenie?
Media społecznościowe dolewają oliwy do ognia. Wchodzisz, oglądasz idealne influencerki, które prawdopodobnie na co dzień żywią się filtrem „baby face” i snem regeneracyjnym w aplikacji FaceTune. Po kilku minutach przeglądania zaczynasz podejrzewać, że Twoja twarz to nie twarz, tylko nieudany szkic roboczy. Badania jasno pokazują: im dłużej patrzysz na ten świat retuszu, tym gorzej się czujesz.
I co? Niby wolność, niby równouprawnienie, a kobiecość staje się ograniczeniem. Dziewczyny, zamiast eksponować swoją siłę, inteligencję i kompetencje, wpychają się w ciasne ramy seksownej laleczki z Instagrama. W samym staniku i obcisłych do granic możliwości legginsach, w pełnym makijażu z idealną fryzurą na siłowni, za to bez kropli potu (blokery muszą robić świetną robotę), ale czemu w ich spojrzeniu w lustrze jakaś niepewność, szukanie akceptacji, docenienia, a może podziwu? A może mi się tylko wydawało. Oczywiście, można udawać, że to wybór, że to „wyraz siebie”, że tak wygodniej, najwyższy wyraz emancypacji. Ale jeśli cały świat podpowiada Ci, że jedyną wartością kobiety jest jej wygląd – czy to na pewno wybór?
Więc może warto się na chwilę zatrzymać i spojrzeć na to wszystko z dystansem. Odłożyć sztuczne rzęsy, wylogować się z filtrów, oddychać bez obciążenia fałszywych ideałów. Bo może, tylko może, kobieta to jednak coś więcej niż dobrze podkręcony przedziałek na pupie.
Głęboko wierzę, że to tylko etap, chwilowe zachłyśnięcie się możliwościami retuszu i kreacji wizerunku. A kobieca siła, mądrość i zaradność znajdą drogę na pierwszy plan - bez sztucznych upiększaczy i fałszywych ideałów. Kobiety są wspaniałe i mają wielką moc, to trzeba pokazywać światu.
Znaj swoją wartość.
Autor nie ponosi odpowiedzialności za działania podjęte na podstawie treści zawartych na tej stronie internetowej.